| Majowy numer miesięcznika 'MORZE' z roku 1981 zamieścił niepodpisany artykuł o próbie uwolnienia okrętu podwodnego ORP ORZEŁ z internowania w Tallinie. Artykuł był oparty
 na relacji Stanisława Pohoreckiego, drukowanej w 'NASZYCH SYGNAŁACH', czasopiśmie
 Stowarzyszenia Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii. Przytaczam go tutaj bez
 skrótów:
 
 Któregoś dnia, prawdopodobnie 16 września, wczesnym rankiem w Dowództwie Floty no
 Helu dowiedziano się z nasłuchu radiowego o internowaniu  przez  Estończyków ORP
 ORZEŁ, rozbrojeniu go i pozbawieniu najważniejszego sprzętu nawigacyjnego. W godzinę
 później kontradmirał Józef Unrug posłał szybką motorówkę do Babiego Dołu na Kępie
 Oksywskiej, po oficera do specjalnych zleceń dowódcy floty — komandora porucznika
 Stanisława Hryniewieckiego.
 
 W parę godzin później komandor Hryniewiecki zoprzysiqgł swego adiutanta, którym był
 por. mor. S. Pohorecki i w tajemnicy zapoznał go z rozkazem admirała Unruga.
 polecającym zorganizowanie wyprawy dla uwolnienia ORŁA. Sposób miał być dowolny:
 perswazja, przekupstwo, podstęp lub siła — zależnie od okoliczności.
 — Proszę wybrać kilku oficerów ochotników — zlecił komandor S. Pohoreckiemu.
 
 Komendant portu przekazał nam jeden z zarekwirowanych kutrów rybackich. Jest nim
 ALBATROS braci Krügerów. Właścicieli zabierzemy z sobą, powiemy im, że wychodzimy
 aby pilotować flotę angielską, która się zbliża do Gdyni. Wychodzimy dziś o zmroku.
 Uprzednio proszę załadować na kuter trzy skrzynie, które przywiozłem z Helu i postawić
 przy nich jakiegoś pewnego starszego marynarza łub podoficera z bronią. Proszę się
 spieszyć!
 
 Podczas sporego deszczu w Babim Dole, o godzinie 19,30 ALBATROS podniósł kotwicę,
 wyruszając na wyprawę w nieznane. Jego załoga składała się z komandora
 Hryniewieckiego, kapitana mor. Wiktora Łomidze, poruczników mar. — Stanisława
 Uniechowskiego, Jerzego Koziołkowskiego oraz Stanisława Pohoreckiego, starszego
 marynarza Wiśniewskiego oraz dwóch braci Krügerów. Trzy skrzynie były na pokładzie,
 ale S. Pohorecki nie zdradza ich zawartości; prawdopodobnie zawierały ładunki
 wybuchowe, broń ręczną, granaty etc. Przed drogą należało postarać się o akumulator na
 kuter, por. Pohorecki wymontował swój, z Polskiego Fiata.
 
 Zaraz po wyruszeniu wyłonił się kłopot. Na kutrze nie było tablicy rozdzielczej i paliły się
 wszystkie światła równocześnie. Potrzebne zaś były tylko dwa — przy kompasie i w
 pomieszczeniu pod pokładem. Pozostałe należało natychmiast wygasić. Wyjęcie żarówek
 ze świateł na pokładzie nie było skomplikowane. światło topowe zlikwidował uderzeniem
 młotka Jerzy Koziołkowski, po wspięciu się na maszt.
 
 ALBATROS miał dużo szczęścia. Przeszedł niezauważenie dwie blokady niemieckie
 dookoła Helu: ścigaczy i torpedowców, po czym położył się na kurs północny, żeby odejść
 od wybrzeży.
 
 Następnego poranka — wynikałoby, że było to 17 września — zmieniono kurs na
 wschodni. Bracia Krügerowie natychmiast to zauważyli.
 — Panowie, Anglicy do nas z estu nie idą! — zwrócili się do oficerów z wątpliwościami. Po
 paru minutach stanął silnik. Rzekomo się popsuł. Komandor „uruchomił go" nadzwyczaj
 szybko. Wezwał Krügerów na pokład i zagroził im Mauzerem:
 — Jeśli za 10 minut motor nie zaskoczy, rozwalę wam łby i wyrzucę za burtę z niezłym
 bolastem!
 
 Silnik został uruchomiony, ALBATROS wyruszył w dalszą drogę. Dzień przeszedł
 spokojnie. Spotkano jedynie z daleka niemiecki statek pasażerski. Zapadł zmierzch. W
 połowie nocy usłyszano szum fali załamującej się na przyboju. Byli blisko brzegu, ręczna
 sonda pokazała głębokość 5 metrów. Komandor zwołał naradę, zastanawiano się — co
 robić?
 
 Sytuacja nawigacyjna nie było pewna. Kompasowi nie można było wierzyć, bo na kutrze
 nie zrobiono kompensacji. Latarnia lipawska nie ukazało się, choć — wg obliczeń —
 powinna. Zastanawiano się, czy nie stanąć na kotwicy i nie przeczekać do rana, aby w
 dzień się określić. Zachodziła jednak obawa, że są gdzieś pod Królewcem i rano może się
 okazać, iż obok stojq niemieckie okręty. Zdecydowano się iść dalej, kursami północno-
 wschodnimi.
 
 Po paru godzinach odkryła się lipawska latarnia morska. Okazało się, że była
 zaciemniona w sektorze przybrzeżnym. Świtało. l wtedy wybiegł w podnieceniu na pokład
 porucznik Uniechowski, który prowadził nasłuch   radiowy:   przed chwilą Królewiec
 podał, że ORZEŁ uciekł z Tallina o własnych siłach!
 
 Postanowili wejść do Lipawy zosięgnąć języka w neutrolnym kraju, jakim była Łotwa.
 Łotysze byli gościnni. Zaprosili przybyszów na wystowny obiad w miejscowym  kasynie
 oficerskim. Pod jego koniec, przy czarnej kawie, koniaku i cygarach, Polacy zauważyli
 patrol przesuwajqcy się pod oknami z bagnetami nałożonymi na karabiny. Po chwili
 najstarszy z oficerów łotewskich, uczestniczących w obiedze, oświadczył — nie bez żalu i
 sympatii — że polscy oficerowie przestają być ich gośćmi i będą oddani armii, celem
 internowania.
 
 Kuter z zawortością został skonfiskowany. Braci Krügerów odesłano do Gdyni. W ślad za
 nimi wyjechał później, na włosnq prośbę, starszy marynarz Wiśniewski. Pięciu oficerów
 („pięciu z Albatrosa" - jak wspomina S. Pohorecki, nawiązując do znanej piosenki)
 poddano internowaniu.
 
 Po krótkim czasie ilość internowanych wynosiła już kilkuset oficerów - piechoty, lotników,
 z jednostki wywiadu. Dalszy ciąg interesujących wspomnień S. Pohoreckiego dotyczy
 pobytu na Łotwie, nawiązania kontaktu z wywiadem angielskim, kolejnych prób ucieczki.
 W grudniu dopiero udało się niedoszłym oswobodzicielom ORŁA wydostać szwedzkim
 samolotem do Sztokholmu. Stamtąd koleją do Oslo, skąd statkiem pasażerskim MIRA
 dotarli do Wielkiej Brytanii w pierwszych dniach 1940 roku.
 
 Co jeszczy by tu dodać. Może to, że wszyscy spełnili jak mogli najlepiej swój oficerski
 obowiązek. Komandor Hryniewiecki był dowódcą dywizjonu polskich niszczycieli, po czym
 zginqł w 1943 r. na  ORKANIE jako jego dowódca. Porucznik Pohorecki byt jedynym
 oficerem. który się z ORKANA uratował. Natomiast porucznik Koziołkowski zdobywał
 sławę na okręcie podwodnym SOKÓŁ, którym w 1943 r. dowodził.
 
 W wiele lat po wojnie Stanisław Pohorecki poczuł się zwolniony z tajemnicy, której
 dotrzymanie przyobiecał komandorowi Hryniewieckiemu. Dzięki temu możemy dzieje
 ORP ORZEŁ uzupełnić o jeden drobny, ale przecież bardzo charakterystyczny dla nas
 Polaków przyczynek.
 
 -------------------------------------------------------
 
 |