|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
- MARYNARKA HANDLOWA - STATKI - OKRĘTY - WRAKI - MARYNARKA WOJENNA -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Parowcem PREMJER do Londynu
|
|
|
PIOTR MIERZEJEWSKI
|
|
|
|
|
|
|
S/s PREMJER - statek pasażersko-towarowy, należący w latach 1929-1935 do Polsko-Brytyjskiego Towarzystwa Okrętowego S.A. ("Polbrit"), zbudowany został w roku 1922 jako s/s TASSO. Pojemność: 3540 BRT i 2171 NRT. Nośność: 3950 DWT. Prędkość: ok. 12 węzłów. .
|
|
Komunikat Sądu Grodzkiego w Wejherowie
W tut. rejestrze statków handlowych morskich pod Nr. 54 zapisano: statek "Premjer". Właściciel: Polsko-Brytyjskie Towarzystwo Okrętowe, Spółka Akcyjna w Gdyni. Port ojczysty Gdynia. Wejherowo, dnia 6 czerwca 1929 r., Sąd Grodzki.
|
|
|
|
|
|
|
|
Sanacyjny dziennik "Gazeta Polska", powiązany z tzw. grupą pułkowników, w numerze z 8 sierpnia 1930 r. zamieścił artykuł pt. "Opiłki morskie". Autor tego tekstu, sygnowanego inicjałami L.CZ., opisuje swoje zaokrętowanie w Gdyni na parowiec PREMJER. Z jego słów przebija typowy dla owych czasów urzędowy entuzjazm dla spraw rozwoju polskiej żeglugi. Zwraca jednak uwagę to, jak napomyka o pracy ówczesnych gdyńskich dokerów - mało oględnie daje do zrozumienia, że daleko im jeszcze do profesjonalizmu robotników zatrudnianych w zagranicznych portach.
Korepondencję p. L. CZ. przedstawiam poniżej w całości, wprowadzajac jedynie uwspółcześnienie ortografii.
|
"Ostatnia scena w porcie przed odjazdem moim do Anglii: krewni, znajomi i życzliwi — według porządku nekrologów — oraz rady i zlecenia. Dużo rad, troskliwych. złośliwych i nijakich. Np.:
- A nie kupuj funtów... - ? - ... tylko pensy! - No, bo będziesz wydawał pensy, a nie funty, czyli prawie za darmo przeżyjesz swój pobyt, itd. itp.
Krewni ci, znajomi i życzliwi obarczyli mnie z ostatnim uściskiem dłoni taką ilością zamówień pamiątkowych, że wartość ich niechybnie stanowiła połowę różnicy między naszym bilansem biernym a czynnym. Strząsnąłem to z siebie, tak jak strząsa się rtęć w termometrze.
Gdy spytano mnie na jak długo tam jadę — krótko odparłem: Na tysiąc złotych.
Czyż można inaczej odpowiedzieć? Przecież za ten tysiąc można skromnie przeżyć dwa tygodnie, a mniej skromnie 2 dni. W podróży dopiero okazuje się, że najlepszym miernikiem czasu jest pieniądz, a nie kalendarz. Ach, rozumiem teraz angielski aforyzm: „Czas to pieniądz". Mają rację Anglicy. Zamiast patrzeć na zegarek podróżny-turysta winien pomacać portfel, zachrzęścić drobnicą w kieszeni i już wiedzieć ile mu zostało dni albo godzin pobytu. Sprytny to naród ci wyspiarze. Weźmy np. pierwszą z kolei sytuację w obcym mieście: idziesz do restauracji, gdzie wydajesz jeden tydzień, 3 dni i 7 godzin, a reszty dostajesz 43 minuty. Prawie tyle. żeby zdążyć na pociąg. Wówczas wracaj przyjacielu, nie oglądając się ... Pożegnawszy się ostatecznie i kategorycznie nie myślałem o tych sprawach więcej, tym więcej, że całkowicie zawisłem wzrokiem i słuchem na życiu naszego, polskiego statku.
Ho, ho! Toż to jeden z największych okrętów płynących pod banderą Rzeczypospolitej. Urzędnik stanu cywilnego w ten sposób wyraziłby się o nim (czytelnicy, uwaga: PREMJER lat 8, ton 3450, własność Tow. Polsko-Brytyjskiego, kursuje na trasie Gdynia - Gdańsk - Londyn, co dwa tygodnie, cała załoga polska.
Godzina 6 wieczorem. Mobilizacja pasażerów i języków. Polacy, Anglicy, Niemcy i osoby mówiące po rosyjsku. Rewizji nie ma, formalności paszportowe nie większe niż przy transakcji z konduktorem tramwajowym: ręka, paszport, kieszeń. To wszystko.
Prostota, brak bezsensownej biurokracji, wybitnie życiowe podejście do spraw dnia powszedniego - oto w pochlebnym zarysie administracja w porcie gdyńskim. Upoważnia mnie do tej opinii obserwacja jaką przeprowadziłem w starostwie miejscowym. Gorące uznanie należy się tym młodym ludziom za biurkiem, przeważnie harcerzom, za ich grzeczność, roztropność, sprężystość i ... rutynę. W murach tych panuje nowy duch nowej Polski.
Ale wróćmy na pokład. Pierwszą znajomość na okręcie zawiera się z kierownikiem działu pasażerskiego, chief stewardem, jednym słowem lądowym: administratorem, w tym wypadku — z sympatycznym od pierwszego wejrzenia p. Stanisławem Sakowskim. Z ust jego pada rozkaz dla stewarda, tj. podlotka, rodzaju męskiego, w białym mundurze, o wypłowiałym uśmiechu i żądnej ręce. Niesie on do kabiny bagaż, który jest kompasem podczas twych dziewiczych kroków na nieznanym okręcie i wkrótce w małej lecz miłej klatce wydymasz policzki na znak, żeś tu gospodarz. Dla lepszego samopoczucia można na progu pobawić się złotą dewizką, albo wetknąć kciuki w otwory rękawne kamizelki.
PREMJER jest statkiem towarowo-osobowym, więc na kilka godzin przed odejściem zapanowała gorączka pracy. Ziejący chłodem i mrokiem luk, otwór do magazynów, raz po raz wchłania obfite porcje masła, bekonów, jaj, cukru. Idzie to szybko, ale bardziej nerwowo niż sprawnie. Nic dziwnego, element portowy jest świeży, zmieniający się ciągle, wybiedzony, bez praktyki: w dużych portach zagranicznych robotnicy transportowi z pokolenia na pokolenie dziedziczą cechy wyrobnika morza. Lecz i my z każdym rokiem nizamy ziarnka tradycji, a dodzisiejsze rezultaty śmiało można nazwać dobrymi.
Duży naładunek - długi naładunek, bo też uwijano się raźno i około godziny 2-ej w nocy zamknięto luki i w ruch puszczono maszynę-chłodnię.
Pod urokiem tego rąbka nowego życia, jakże odmiennego od mojego, życia nieznanej pracy i nieodgadnionej tajemnicy, anim się spostrzegł jak odbiliśmy od brzegu. Jeszcze spada na ziemię w esach-floresach stalowa lina, słychać jakieś okrzyki pożegnalne z brzegu i wreszcie, w poczuciu całkowitej wolności i niezależności wypływamy na pełne morze.
Słabnie zgrzytliwy terkot żurawi, niedostrzegalnie karłowacieje blask gruszek elektrycznych, już ledwie majaczą zaklęte przez mądrego człowieka w krany portowe centaury legendarne. Dalej i dalej.
Na horyzoncie kroplami ostrych świateł żegna nas Gdynia."
|
|
S/s PREMJER pływał pod biało-czerwoną banderą krótko, tylko kilka lat. Chęć jego zakupu zgłosił wiosną roku 1935 Związek Radziecki, ostatecznie jednak na jesieni tego samego roku przeszedł w ręce włoskiego armatora Flotte Riunite Florio - Compagnia Italiana Transatlantica. Jako s/s ADUA uległ samozatopieniu przez włoską załogę 4 kwietnia 1941 r. w afrykańskim porcie Massawa.
|
|
|
|
|
Opublikowano 16 września 2020 roku .
|
|
______________________________________________________________________________________
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|