|
|
|
|
|
|
|
- MORZE | MARYNARKA HANDLOWA | STATKI | OKRĘTY WOJENNE | WRAKI | MARYNARKA WOJENNA | ŻEGLUGA -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
m/s DJAKARTA - Na pomoc ginącym żołnierzom armii egipskiej - LECH BĄDKOWSKI
|
|
|
|
Polski drobnicowiec m/s DJAKARTA w 1967 roku uratował przed śmiercią setki egipskich żołnierzy. Fotografia: Maciej Gorski.
|
|
|
|
|
|
---------
|
"...w wyniku kampanii na Półwyspie Synajskim znalazły się tysiące żołnierzy z rozbitych jednostek egipskich. Nie mieli oni żadnego zaopatrzenia i grupami brnęli przez pustynię, kierując się w ogólnym kierunku zachodnim, aby dojść do Kanału Sueskiego, na którym mogli spodziewać się nowej linii obronnej, a za nim - odpoczynku dla siebie. O tych wypadkach mieliśmy tylko najbardziej ogólne pojęcie, bo rozgrywały się one zbyt szybko, a wiadomości radiowe były zbyt niedokladne, abyśmy mogli sobie odtworzyć przebieg kampanii i jej wszystkie skutki. Poza tym byliśmy zajęci własnym losem podczas tej kilkudniowej wojny, która była dla nas nieprzyjemna w każdym razie tak długo, jak długo na Wielkim Jeziorze Gorzkim stały zbiornikowce z ładunkiem pół miliona ton ropy. Ugodzenie któregokolwiek z nich mogło spowodować gigantyczny pożar, przed którym nie byłoby ucieczki dla żadnego z nas.
|
|
|
Półwysep Synajski: Wrak zniszczonego czołgu egipskiego. Na dalekim planie porzucona przy drodze ciężarówka. -
|
--------W niedzielę 11 czerwca o godz. 12.30 kapitan DJAKARTY Witold Górski zarządził alarm człowiek za burtą. -
|
|
Co się stało?... Nasi radiowcy przejęli depesze wysłane do Ismailii przez statki zakotwiczone bliżej wschodniego wybrzeża Wielkiego Jeziora Gorzkiego, czyli bliżej Półwyspu Synajskiego. Donosiły one, że na brzegu gromadzą się dziesiątki żołnierzy egipskich w stanie skrajnego wyczerpania i że należy im natychmiast udzielić pomocy. Nie czekając na czyjąkolwiek zgodę lub polecenie zdecydowano wysłanie szalupy z dość silną załogą, lekarzem i większym zapasem wody. Pojechaliśmy w jedenaście osób.
--------Akcja pierwszego dnia była gorączkowa tylko z początku, czyli wczesnym popołudniem, kiedy musieliśmy przejąć w locie, napoić i przekazać na egipski holownik około siedemdziesięciui ludzi. Napotkaliśmy wtedy także szalupy innych statków, ktore udzielały pomocy egipskim rozbitkom. Towarzyszyły one nam jeszcze następnego dnia, później już wyłączyły się z akcji, zapewne ze względu na bezpieczeństwo załóg.
|
|
Pobojowisko na Półwyspie Synajskim w 1967 roku. -
|
---------Więc akcja była gorączkowa z początku, bo należało wśród półprzytomnych ludzi wprowadzić jaki taki ład i partiami ich przewozić. Holownik egipski stał dosyć daleko od brzegu, ze względu na zanurzenie nie mógł podejść bliżej. Później tego dnia raptownie nastąpiło uspokojenie, ludzie przestali napływać z pustyni. Zrozumieliśmy, że natknęliśmy się na tych, którzy przybyli na brzeg wcześniej w ciągu dnia i tu czekali ratunku. Bo w godzinach szczytu słonecznego nikt nie szedł przez pustynię, musiałby paść po kilku lub kilkunastu kilometrach, jeśli był zmęczony, a do tego nie miał wody. Wyszliśmy sami w pustynię, prowadzeni przez żołnierza egipskiego Elsoyeda, który sam ledwo szedł do brzegu, ale odzyskawszy siły prosił nas o pomoc dla kolegi, który został w głębi lądu. Odnaleźliśmy go, tylko tego jednego, i zabraliśmy na statek. Zmarł następnego dnia, mimo wytężonej pomocy doktora Witolda Wisterowicza. -
|
|
|
Grupa odnalezionych na pustyni żołnierzy egipskich prowadzona przez marynarzy z m/s DJAKARTA na brzeg Wielkiego Jeziora Gorzkiego. Fotografia: Maciej Gorski. .
|
---------W poniedziałek 12 czerwca akcja nabrała rozmachu i dramatyczności. Zabraliśmy ze sobą na wschodni brzeg Wielkiego Jeziora Gorzkiego duże zapasy wody, ale były sytuacje, kiedy zaczynało jej brakować. Bo podjęliśmy już regularne patrole w pustynię, a te potrzebowały ze sobą po kilka manierek wody na marynarza, nie dla niego, ale dla ratowanych ludzi. Tymczasem przybywało ich dziesiątki.
|
Niektórzy po przyjściu lub po przyprowadzeniu natychmiast rzucali się do jeziora, aby chłodzić ciało i pić wodę, która z powodu zasolenia była dla nich niebezpieczna jak trucizna. Tych trzeba było wyciągać niejednokrotnie siłą, bo stawiali opór, przeraźliwe pragnienie pozbawiało ich rozsądku. Jednocześnie musieliśmy bronić baniek z wodą i zupą mleczną przed napierającym tłumem, aby ich nie przewrócili i nie zmarnowali. Bywały sytuacje, kiedy na brzegu pozostawało 4-5 marynarzy, reszta szła w pustynię. Może najbardziej pamiętna była wyprawa Zbigniewa Butlewskiego, którego pewien żołnierz prosił o pomoc dla kolegi. Poszły po niego kolejno trzy patrole, przyniósł dopiero ostatni. (Jak niosło się ludzi dziesięć i kilkanaście kilometrów, to osobna historia). Przyniósł rzeczywiście, w tym patrolu brał udział nasz lekarz, ale mimo wszystkich zabiegów żołnierz zmarł na ostatnim kilometrze. Pochowaliśmy go w grobie znaczonym hełmem stalowym.
----------Przeczesując pustynię w granicach naszych możliwości (kilkanaście kilometrów od brzegu Wielkiego Jeziora Gorzkiego) wciąż natykaliśmy się na zwłoki. Niektóre już odziobane przez ptaki i ogryzione przez zwierzęta. Nie było możliwości grzebania zwłok, jak również nie było możliwości niesienia ludzi właśnie konających. Wszystkie siły należało koncentrować na tych, którzy mieli jeszcze szansę przeżycia, a i to nieraz nie spełniało nadziei, jak wynika z przytoczonych przykładów.
|
|
Lech Bądkowski (właściwe nazwisko Lech Błędkowski) w punkcie ratowniczym założonym przez Polaków na Pustyni Synajskiej. Zdjęcie: Maciej Gorski. -
|
|
|
---------Wzmiankowałem o granicach naszych możliwości. Trzeba zdać sobie sprawę, że marynarze byli zupełnie nieprzygotowani na pustynne marsze. Bo i jak mogli być? Każdy miał ubranie i obuwie do pracy na statku i do wychodzenia na ląd w miastach portowych, do których DJAKARTA w ciągu owych pięciu miesięcy zachodziła. Na pustyni utwardzony piach, jary, rozpadliny, wzgórza, gdzieniegdzie błotne bajora (czasem leżeli w nich rozbitkowie szukając wody), temperatura 60 stopni Celsjusza, 65 stopni, nawet 70 stopni, powietrze przerażająco suche. Każdy metr pokonywanej przestrzeni wymagał wysiłku i rozsądnego gospodarowania nim, aby starczyło sił na kilometry. A przecież trzeba było nie tylko iść, lecz także nieść. -
|
|
--------Następne dwa dni, 13 i 14 czerwca, upłynęły na podobnych działaniach. Niejednokrotnie musieliśmy brnąć po pas i po szyję lub wręcz płynąć wpław do poszarpanego brzegu jeziora, aby stamtąd ściągać ludzi, którzy już nie mogli sami dostać się na naszą szalupę. Lekarz miał pełne ręce roboty, opatrywał rannych (byli także ciężko ranni i od kilku dni zupełnie pozbawieni pomocy) i przywracał do życia wycieńczonych.
---------Chociaż w ciągu pięciu miesięcy w tropiku opaliliśmy się na brąz, skóra zaczęła nie wytrzymywać ostrego słońca w połączeniu z maksymalnym wysiłkiem. Obłaziły nam wargi, nosa, czoła, barki, ręce, poza tym czuliśmy zmęczenie. Ale nikt nie rezygnował z akcji, przeciwne, ochotników było więcej niż statek mógł zabrać, uwzględniając, że musiała na nim pozostawać niezbędna załoga.
|
|
Grupa uratowanych żołnierzy egipskich na łodzi cumownicze. Przy sterze motorzysta Jan Białobrzeski. Fotografia: Maciej Gorski.
|
|
Zwłoki egipskich żołnierzy odnalezione gdzieś na Półwyspie Synajskim po wojnie sześciodniowej... -
|
---------Ostatniego dnia akcji, czyli 14 czerwca, nasz patrol na pustyni napotkał patrole Izraelczyków. Spotkanie nie było wrogie, ale Izraelczycy zażądali naszego zejścia z tego terenu, który już od kilku dni był przez okupowany. Nie mieliśmy innego wyjścia, jak zastosować się do żądania, które mogło być egzekwowane siłą. Zresztą napływ ludzi zredukował się niemal do zera. -
|
|
Jeńcy egipscy w rękach Izraelczyków na Półwyspie Synajskim. -
|
--------W sumie, w ciągu czterech dni akcji, DJAKARTA uratowała od trzystu do trzystu pięćdziesięciu żołnierzy egipskich, w tym kilkudziesięciu rannych i wielu w stanie skrajnego wyczerpania.
--------Władze egipskie przesłały kilka depesz. Przytoczę jedną z nich: "Do m/s DJAKARTA stop chcemy wyrazić najwyższą wdzięczność za waszą wspaniałą współpracę w pomocy i repatriowaniu naszych żołnierzy stop przewodniczący Zarządu Kanału Sueskiego".
--------To było bardzo ładne z ich strony, lecz, naprawdę, znacznie większe dla nas znaczenie miały uściski dłoni żołnierzy, którzy nie umiejąc słowa po angielsku, tym prostym symbolem okazywali nam wdzięczność.
--------Dodam tu jeszcze, że spośród 47-osobowej załogi statku w bezpośredniej akcji na lądzie brało udział 26. Lecz naprawdę wszycy uczestniczyli w tej pracy, bo ci, którzy nie mogli jechać na wschodni brzeg Wielkiego Jeziora Gorzkiego, byli potrzebni na statku, stanowiącym bazę dla ekipy desantowej.
--------Załoga DJAKARTY w dwu grupach wróciła do Polski, pierwsza po przeszło sześciu miesiącach podróży, druga po siedmiu. Statek pozostał na Wielkim Jeziorze Gorzkim. Wróci kiedyś, a jego nazwa pozostanie pamiętna w historii naszej Marynarki Handlowej.
|
* * * *
|
|
Od Redakcji FACTA NAUTICA
|
---------Tekst powyższy stanowi znaczącą część wspomnień Lecha Bądkowskiego pt. "Pamiętny rejs DJAKARTY", jakie ukazały się w miesięczniku MORZE we wrześniu 1987 roku, trzy i pół roku po śmierci autora. Artykuł ten prawdopodobnie przeleżał w redakcji prawie 20 lat, gdyż jego autor, znany literat kaszubskiego pochodzenia, kilkakrotnie w PRL obejmowany był zakazem publikacji i spotkań autorskich. Jego córka, Sławina Kosmulska, wspominała: "W sierpniu 1980 roku jako pierwszy intelektualista znalazł się w Stoczni Gdańskiej, gdzie aktywnie uczestniczył w obradach. Bądkowski był negocjatorem i sygnatariuszem porozumienia gdańskiego. Był pierwszym rzecznikiem prasowym NSZZ „Solidarność”.
Zainteresowanych dalszymi losami m/s DJAKARTA odsyłamy do publikacji naszego redakcyjnego kolegi, Andrzeja Patro: - Blokada Kanału Sueskiego w latach 1967-1975.
|
|
|
Opublikowano: 27 marca 2016 roku
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|