|
|
|
|
Statki i okręty
|
INTERNETOWY MAGAZYN NAUTOLOGICZNY
|
|
|
|
- MORZE | MARYNARKA HANDLOWA | STATKI | OKRĘTY WOJENNE | WRAKI | MARYNARKA WOJENNA | ŻEGLUGA -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
m/s FLORA - Na węglowym "moście" - Zaczyna się kontrakt na przewóz miału węglowego do duńskich portów Kapitan ż.w. JACEK SOBOTA (Specjalnie dla Facta Nautica)
|
|
|
|
|
Statek m/s FLORA, drobnicowiec typu KZ-450, pływał w barwach Polskiej Żeglugi Bałtyckiej z Kołobrzegu. Fotografia pochodzi ze zbiorów Jacka Soboty. -
|
|
|
|
|
|
---------Pierwszy miesiąc to port załadunkowy Szczecin. Miał węglowy przenoszony jest dźwigami z wagonów na statek. Praca idzie ślamazarnie, bo to nie przyjechał pociąg z miałem, innym razem nie było takiego, co by przetoczył wagony pod statek, gdy te przetoczyli, to dźwigowy poszedł na drugie śniadanie. Jest rok osiemdziesiąty, w stoczniach i w portach robi się gorąco. Zwrócisz portowcowi uwagę, a ten cię wyzwie od komuchów. Bywa, że i tydzień czekamy na załadunek. Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że za miesiąc pobłogosławimy ten okres. -
|
----------Wyjście w morze zajmuje parę godzin, po drodze trzeba przepłynąć Zalew Szczeciński i Kanał Piastowski. Z redy Świnoujścia to już tylko 8 – 15 godzin do najbliższych portów duńskich. Tam następuje błyskawiczny rozładunek. Najczęściej dwa dźwigi pracują na jednej ładowni. Długo się zastanawiałem, jak oni to robią, że nie obijają się czerpakami, wtedy jeszcze nie było komputerów. Przechodzimy odprawę wyjściową i wracamy do Szczecina. Takie kółko zajmowało nam 9 – 10 dni – już niedługo będziemy to robili w dobę. W Szczecinie następuje powtórka z „rozrywki” - jednego dnia dźwig nawalił, drugiego dźwigowi strajkują, bo chcą mieć taki sam kolor kasków jak dyrekcja, trzeciego dnia Ochrona Mienia, czyli ci, którzy pilnują bram wejściowych z karabinami z okresu Franciszka Józefa z Bożej Łaski cesarza Austrii, schodzą z posterunków, bo żądają gabardynowych mundurów, gdyż nie podobają im się już te szyte z koca – to najbardziej nam pasowało, z wiadomych powodów. W żądaniach popierają ich dźwigowi, którzy też przerywają pracę, a my czekamy, czekamy… Co poniektórym chyba całkiem w głowach się poprzewracało...
----------Załoga ma duże utrudnienia z dojazdem na lewobrzeżne, czyli centrum Szczecina. Most „Długi” w remoncie, aby dostać się do miasta czeka nas kilkadziesiąt kilometrów objazdu przez most znajdujący się poza obrębem miasta.
|
|
|
Kapitan ż.w. Jacek Sobota. -
|
----------Po miesiącu zmiana decyzji, teraz miał węglowy będziemy ładowali z taśmociągu w Świnoujściu, no i zaczęło się. Cumuję pod taśmociągiem, Nabrzeże Górników puste. Tu dobijają statki, których szerokość jest równa mojej długości. Oby tylko teraz żaden z nich nie dobijał, bo zgniecie mnie na miazgę. Moja nadbudówka jest prawie równa z keją, gdzie zacumowałem. Uzgadniam z kierownikiem taśmociągu, aby sypali jak najwolniej, jeśli nie chcą, abym zatonął pod ciężarem węgla.
----------Ustawiam dwóch oficerów, jednego na dziobie, drugi na rufie, aby ci podawali mi zanurzenie, ja z radiotelefonem na skrzydle mostku. Z taśmociągu sypnęło miałem, statkiem zakołysało, jak po uderzeniu fali tsunami. Teraz stoję w czarnej chmurze pyłu, prawie nic nie widać. Oficerowie krzyczą, że nie widzą zanurzenia statku, ich krzyk zagłusza łomot spadającego miału do ładowni. Przez radiotelefon każę zatrzymać taśmociąg, ten za chwilę staje. Opada czarna chmura, widzę, że jedna ładownia pełna. Koniec taśmociągu przesuwa się na drugą ładownię, powtarza się ta sama sytuacja. Dźwigowy na taśmociągu ma wagę, w czasie sypania wie, ile węgla poszło na ładownie. Tym samym wie, kiedy zatrzymać taśmę. Wrzucają do ładowni nieduży spychacz, ten wyrównuje węgiel. Wchodzę do kabiny, tu czarno, miałem niedomknięty jeden bulaj, czyli okno na statku. Ja wygadam jak murzyn, oblepiony tłustym, czarnym pyłem.
Steward już działa w kabinie, za chwilę przychodzi odprawa. Odprawa to zespół urzędników, którzy dopuszczają statek do wyjścia z portu. Najczęściej są to: agent (przedstawiciel statku), dwóch celników i dwóch funkcjonariuszy Wojsk Ochrony Pogranicza. Steward podaje kanapki, ja stawiam butelkę. Agent przyśpiesza odprawę, bo za chwilę będzie tu cumował statek pięćdziesięciokrotnie większy od naszego.
Wychodzimy po ośmiu godzinach, cumuję w porcie duńskim, jak dobrze pamiętam, to był port Nykøbing na wyspie Falster. Po minięciu Rugii kieruję się na cieśninę Guldborg (pomiędzy Falster a Oland). Wprawdzie do tej pory nigdy nie przekraczałem tego przesmyku, mamy dokładne mapy nie będzie problemu. To mi pozwoli ująć 100 mil z rejsu. W cieśninie jestem cały czas na mostku, dopływamy do fantastycznego mostu Masnedo. Na wachcie I oficer Gerard, dochodzi do różnicy zdań między nami. Chief pokazuje niewłaściwe przęsło mostu pod którym mamy przepłynąć. Mam prawie 30 lat mniej od pierwszego i bez lornetki dostrzegam bojki wskazujące prawidłową drogę. Gerard upiera się przy swoim i proponuje zakład o 10 kartonów papierosów Psince. Oczywiście przegrywa. Gdyby to przetworzyć na dzisiejsze ceny w duńskich sklepach, uzyskalibyśmy kwotę 5000 zł.
-----------W Nykøbing wszystko działa jak w automacie. Za rozładunek biorą się cztery dźwigi, uzupełniamy paliwo, tu jest tańsze niż w Polsce. U mnie w kabinie trwa odprawa i tak jak w Polsce: agent, dwóch celników, dwóch obrońców granic. Ja stawiam butelkę. Sprawy papierkowe szybko załatwione, a mimo to odprawa nie wychodzi. Domyślam się w czym rzecz, wyjmuję następną flaszkę, potem następną, kucharz dorabia zakąski. Sam się oszczędzam, bo za moment czeka mnie opuszczenie portu. Wychodzą dopiero po dwóch godzinach, mijają następne dwie i koniec rozładunku. Załoga robi klar (porządek) na pokładzie, przychodzi odprawa wyjściowa. Jej skład jest identyczny, jak przy wejściowej, tylko tym razem są to inni ludzie. Sytuacja w mojej kabinie powtarza się. Kucharz robi kanapki, ja wyciągam butelkę, tym razem ci szybko opuszczają statek.
Wtedy miałem bardzo duży przydział na reprezentację, rozliczało się ją na port. Dodatkowo wyposażony byłem w gadżety, imitacje ikon, wyroby fajansowe z Włocławka, kryształy oraz inne drobiazgi. Były one bardzo przydatne. Dyrekcja postępowała rozsądnie dając je nam do dyspozycji.
---------Wychodzimy z portu, płyniemy z powrotem do Świnoujścia. Załoga zmywa czarny tłusty pył ze statku, nie jest to takie proste, sam wąż strażacki nie pomaga, w ruch idzie mydlik i szczotki. Teraz jedynym moim marzeniem jest to, aby pod taśmociągiem nie było miejsca. Wtedy zacumuję przy Nabrzeżu Władysława IV, blisko centrum. Załoga odpocznie, a ja troszeczkę się podleczę. Niestety, marzenie moje nie spełniło się. Wciskają nasz statek pomiędzy dwa kolosy. Plusem tego jest, że tu taśmociąg jest dużo mniejszy. Znów miał węglowy sypie się do ładowni, ale dużo wolniej, nie muszę nadzorować osobiście załadunku. W kabinie przyjmuję odprawę wejściową, przeglądają papiery, kucharz robi kanapki, ja wyjmuję z barku alkohol... Po dwóch godzinach na burcie odprawa wyjściowa… Wychodzimy, naszym portem przeznaczenia ponownie jest Nykøbing. Po miesiącu stwierdzam, że tak dłużej nie może być. Przecież załoga zamęczy się manewrami, sprzątaniem, myciem statku, konserwacją, do tego dochodzą normalne obowiązki, typu wachta i służba. Ludzie pracują po 12 godzin. Nikt nie ma czasu, aby zejść na ląd, przywitać się z rodziną, która przyjechała. A co będzie ze mną po następnym miesiącu? Przypuszczalnie najpierw trafię na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii, a potem na odwykówkę, pomimo tego, że oszczędzam się jak mogę. Polecam przeprowadzenie odpraw pierwszemu oficerowi. Gdy ten ma dość, robi to chief z maszyny. Obaj tłumaczą, że kapitan jest chory. Wpadam na pomysł, że ja piję tylko Bolsa. Nie sądziłem, że ktoś z odprawy na to słodkie świństwo się skusi. Każę kucharzowi w butelce po tym trunku rozpuścić wodę z sokiem. Sztuczka powiodła się, ale nie na długo. Po jakimś czasie okazało się, że jeden z duńskich celników, który przyszedł na odprawę, też to lubi i nalewa sobie do szklanki. Gdy wychylił, dowiedziałem się, że jestem oszustem. Potem dał sobie wytłumaczyć, o co w tym szalbierstwie chodzi. Najgorsi byli duńscy funkcjonariusze, potrafili cały czas rozładunku przesiedzieć w mojej kabinie. Wychodzili dopiero wtedy, gdy wchodziła odprawa wyjściowa, a ja zostawałem przy stole. Wtedy „nawrotkę”, czyli załadunek miału w Świnoujściu, rejs do portu duńskiego, powrót pod taśmociąg robiłem w przeciągu doby.
Po miesiącu takiej Apokalipsy wchodząc do Świnoujścia nie sprawdzam, czy pod taśmociągiem jest miejsce czy nie. Odstawiam statek na Nabrzeżu Władysława IV, a sam jadę do Kołobrzegu. U dyrektora szybko dochodzimy do porozumienia. Na statku będzie system zmianowy, tak jak na promach, czyli dwa tygodnie na „moście węglowym” – tak wtedy nazywaliśmy tę linię, następne dwa tygodnie mamy wolne. Hura! Teraz mam wrócić na statek, a w ciągu tygodnia dział załogowy ma skompletować drugą zmianę. Faktycznie, po tygodniu przyjeżdża druga zmiana. My pomimo umęczenia pięciotygodniową pracą, całą załogą idziemy uczcić ten sukces w świnoujskim „Albatrosie”.
|
|
|
|
Kpt. ż.w. Jacek Sobota Opublikowano: 6 marca 2015
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|