|
|
|
|
|
|
|
- MORZE | MARYNARKA HANDLOWA | STATKI | OKRĘTY WOJENNE | WRAKI | MARYNARKA WOJENNA | ŻEGLUGA -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
m.s. JÓZEF CONRAD Wywiad z marynarzem, który przeżył zbombardowanie statku przez Amerykanów
|
|
|
|
|
|
|
|
JÓZEF CONRAD wchodzi do portu w Dunkierce. Stara pocztówka wydawnictwa ESTEL. Rok nieznany.
|
|
|
---------Przez kilkadziesiąt lat nerwy nie pozwalały mu wracać do tych tragicznych zdarzeń. Dziś już może wspominać, spokojnie mówić o tym, co przeżył, gdy 20 grudnia 1972 r, w wietnamskim porcie Hajfong, m/s JÓZEF CONRAD został zbombardowany przez amerykańskie lotnictwo. ---------- To były moje najsmutniejsze święta - przyznaje Bronisław Karbowski, niegdyś marynarz, obecnie piekarz. -Święta pełne grozy, strachu i łez.
---------Obieranie ziemniaków może być brzemienne w skutkach. Szczególnie w koszarach, gdy w kuchni rozsiądzie się kilkunastu żołnierzy z plutonu gospodarczego. Takie grupowe obieranie ziemniaków skłania do refleksji i marzeń. ---------- A ja po wojsku zostanę marynarzem, będę zwiedzał różne kraje, zarabiał dużo forsy i żył jak gość - rozmarzył się jeden z żołnierzy. ---------- To jest dobry pomysł na życie - uznał Bronek Karbowski z Ostródy, który też odbywał służbę zasadniczą w tej jednostce, a w wojskowej kuchni był "chochlą", czyli kucharzem. ---------Czy tamten żołnierz zrealizował swoje marzenia? Nigdy nie spotkali się na morzu. Bronek "kupił" jego pomysł. Po skończeniu służby wojskowej w 1966 r. na krótko wrócił do pracy w cukierni "Mazurek" u Stefana Chmarzyńskiego w Ostródzie, gdzie wyuczył się zawodu. Szwagier Zdzichu pochodził z Gdyni. Bronek pojechał go odwiedzić, po raz pierwszy zobaczył morze, port, statki. Zdzichu zaprowadził go na ulicę 10 Lutego, gdzie mieściła się siedziba z ogromnym neonem: Polskie Linie Oceaniczne. Bronek złożył w tej firmie podanie o pracę w charakterze kucharza. Zawsze lubił gotować.
----------Zamustrował w 1968 r. jako pomocnik kucharza na m/s ALEKSANDER ZAWADZKI. Pływał na nim trzy lata. Był w swoim żywiole. Wypiekał bułki i ciasteczka, jakich marynarze na lądzie nie poznali, a pyszne takie, że nie mogli się go nachwalić. W nudzie i monotonii marynarskiego żywota jedzenie jest atrakcją. ----------Dzięki pływaniu Bronek stał się "kimś" w Ostródzie - jedynym marynarzem w tym mieście. Z najładniejszą panną, czarnooką Danuśką, fryzjerką z zakładu sąsiadującego z cukiernią "Mazurek" na poważne chodził, na mieszkanie do wybrzeżowej spółdzielni wpłacił. Odkładał na wesele, które planowali latem 1973 r. ----------Nadarzyła się świetna okazja lepszego zarobku. Za pobyt na statkach uwięzionych w porcie Hajfong w Wietnamie płacono o 100 proc. wyższe pensje i dodatek dewizowy Połakomił się. Miało być zupełnie bezpiecznie. ---------- Nasze statki są jak polskie terytorium, poza obszarem wojny - zapewniał prelegent w stołówce PLO na spotkaniu z ewentualnymi kandydatami na ten wyjazd. ---------Słuchali prelekcji razem z Danusią, zakochani, przytuleni. Danusia nie chciała, żeby jechał, ale on "kozak" dla ich wspólnej przyszłości postanowił zaryzykować te pół roku. Wyjazd był w listopadzie 1972 r, powrót miał nastąpić w maju. Matka Bronka rozpaczała, kilka miesięcy wcześniej straciła w wypadku starszego syna.
---------Pierwsze dni i tygodnie pobytu na CONRADZIE upływały dokładnie tak, jak zapowiadał prelegent. Wojna toczyła się gdzieś daleko, ledwie słychać było wybuchy zresztą trwały rokowania w Paryżu, które miały ją zakończyć. W połowie grudnia w tych rozmowach nastąpił impas i Amerykanie postanowili skruszyć Wietnamczyków demonstracją siły. Nad Hajfongiem rozpętało się piekło wojny. Jankesi orali Wietnam tysiącami bomb, palili napalmem. Eskadry super-fortec "B-52" zrzucały po 32 tony bomb każda w jednym kursie. "Fantomy" obrzucały miasto rakietami. Wietnamczycy zajadle odpowiadali ogniem artylerii przeciwlotniczej i rakietami. Miasto obracało się w ruiny i płonące zgliszcza. ---------Port pozostawał nienaruszony. Stało w nim kilkadziesiąt statków uwięzionych po zaminowaniu wejść. Wcześniej Amerykanie dawali statkom trzy dni na opuszczenie Hajfongu. Ale polskie i rosyjskie pozostały. --------- Można się domyślać - opowiada Karbowski - że byliśmy "tarczą" dla przyjaciół z Demokratycznej Republiki Wietnamu, dla portu w Hajfongu. Skuteczną do 20 XII. 1973. Tego dnia naloty trwały do północy. Kiedy ustały, załoga CONRADA poszła spać. O godz. 4.40 dwie rakiety ugodziły precyzyjnie w środek statku. To nie była pomyłka, ale zaplanowany atak. CONRAD płonął, załoga przerażona zebrała się na pokładzie. Roman Dudek był strasznie poparzony. Stanisław Maliszewski, prawdopodobnie ranny, krzyczał uwięziony w kabinie odciętej ścianą ognia. Próbowali gasić pożar. Wietnamscy strażacy spieszyli z pomocą, mieli jednak zbyt krótkie węże. Marynarze "pod ogniem" sięgali po statkowe węże. Ale wówczas nadleciały "Fantomy" i ponowiły atak. Wybuchy zgasiły pożar, ale doszczętnie rozwaliły część mieszkalną statku. Jedna z rakiet zrobiła wyrwę w podwodnej części rufy i CONRAD osiadł na dnie. Podczas nalotów zginęli: Stanisław Maliszewski, Kazimierz Giertler, Adam Kaczorowski, kilku odniosło rany W szpitalu zmarł w wyniku poparzeń Roman Dudek.
----------Ocalałych z CONRADA przygarnęli serdeczni Rosjanie ze stojącego tuż obok DIWNOGORSKA, a za dnia motorówką przetransportowano ich na stojący na redzie m/s MONIUSZKO. W koszulach i spodniach jakie dostali od Rosjan. Z płonącego CONRADA prawie nic nie wzięli. Wszystko co przetrwało było popalone, porwane. ----------Przed Wigilią Bronek i dwóch marynarzy wrócili na wrak CONRADA po prowiant, żeby było z czego wieczerzę przygotować. Wówczas w zgliszczach natrafił na metalowe pudło, w którym trzymał dokumenty i listy. Nadpalone, zwęglone, ale przetrwały. ----------Na czas świąt Amerykanie wstrzymali naloty, ale zaraz po świętach wróciło piekło i strach już niepowstrzymywany przeświadczeniem, że polskie statki są nietykalne... ----------Z MONIUSZKI, pod gradem bomb, w ogniu broni maszynowej, przewieziono ich na ląd w Hajfongu i odtransportowano do hotelu. Cudem dotarli do schronu, gdzie bosonoga Jean Baez, amerykańska pieśniarka-pacyfistka śpiewała protest songi adresowane do swoich rodaków. Parę dni musieli poczekać, aż Wietnamczycy naprawią zrujnowane lotnisko. Wreszcie start samolotu i podróż powrotna do Polski. Nie bez strachu. W powietrzu też nie było bezpiecznie. Odetchnęli w Pekinie. Potem była Moskwa i wreszcie Warszawa.
----------W kraju witano ich jak bohaterów. Były wysokie odznaczenia - Krzyże Kawalerskie i Złote Odznaki im. Janka Krasickiego. Dla zabitych uroczyste pogrzeby z asystą wojskową, dla ocalałych wczasy. ----------Mimo tragicznych przeżyć, Karbowski nie rzucił marynarskiej służby. Nie czekając na lato, w lutym 1973 r. pobrali się z Danutą i pojechali do Polanicy w podróż poślubną. A potem Bronek znowu w morze, na różnych statkach, także na KUDOWIE i BUSKU, które później zatonęły, zabierając na dno kilkudziesięciu marynarzy. ----------Dzięki pływaniu w trzy lata po ślubie dorobili się M-3 w blokach gdyńskiej dzielnicy Witomino, które po kilkunastu latach zamienili na otoczony ogródkiem domek w tej samej dzielnicy, przy ul. Wąskiej. Mieszkają niedaleko małej, starej piekarni, w której Bronisław Karbowski wypieka pyszne chleby i bułki, nie tęskniąc za czasami, gdy musiał z takim narażeniem życia, i tak ciężko jak ja dorabiać się swojego.
|
Wywiad przeprowadzony przez Tadusza Woźniaka, opublikowany w Dzienniku Bałtyckim 23 grudnia 2005 roku.
|
|
|
|
|
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pin-up girls lubią morze
|
|
|
|
|
Kaplica na pancerniku HMS MALAYA
|
|