Facebook Facta Nautica
Facta Nautica - Internetowy Magazyn Nautologiczny
 
-   MORZE   |   MARYNARKA HANDLOWA   |   STATKI   |   OKRĘTY WOJENNE   |   WRAKI   |   MARYNARKA WOJENNA   |   ŻEGLUGA   -
       
Z kapitańskiej skrzyni Roberta Zahorskiego
     
-
-
-
-
     
Mój pierwszy statek w PŻM – GLIWICE
Kapitan ż.w. ROBERT ZAHORSKI-
 
  Kpt. ż.w. Robert Zahorski
Statek s.s. GLIWICE, typowy drewnowiec, wycofany z eksploatacji w styczniu 1967 roku
i przekazany Zarządowi Potu Szczecin jako magazyn pływający MP-ZPS-1.

-
Wykorzystałem wakacje po Szkole Morskiej do końca. W Szczecinie zjawiłem się w ostatnim momencie
ważności skierowania do pracy. Spakowałem worek marynarski i wyjechałem z domu żegnany przez mamę,
która miała łzy w oczach. Worek ten dostałem na
DARZE. Z białego płótna żaglowego. Mam go do dzisiaj.

    Do PŻM przyjechało około 80 absolwentów mojego rocznika. Przyjęto nas do pracy, na stanowisko
starszego marynarza. Dostałem skierowanie do Domu Marynarza i zacząłem pracę jako „dayman”.  Do
dyspozycji armatora. Chodziliśmy do pracy na statki stojące w porcie, lub w stoczni remontowej, pełniliśmy
służby zastępując załogę, która wykorzystywała dni wolnie i tak dalej. Na dniówkę. Tak się czekało na
zaokrętowanie. „Daymanami” nazywali marynarze także tych co ich „zastępowali” w domu, kiedy oni byli w
morzu.

    W końcu wezwano mnie do Działu Kadr i skierowano mnie na statek s.s.
GLIWICE. Parowiec
wybudowany przed wojną dla Żeglugi Polskiej w słynnej stoczni
Swan Hunter & Wigham, Newcactle upon
Tyne
jako LIDĘ. Budowali oni między innymi klipry herbaciane. Ta stocznia już nie istnieje. Padła jak
większość stoczni europejskich. Ciekawostką może być fakt, że zbudowano w niej statek z serii „anglików”
zamówionych przez PŻM, za rządów dyrektora Kargera.

    Po wojnie, jako że miasto Lida zostało zabrane Polsce przez ZSRR, i nazwa mogła drażnić Wielkiego Brata,
zmieniono mu nazwę. Był to statek zaprojektowany do przewozu drewna i zamówiony dla Żeglugi Polskiej w
1938 roku. My także woziliśmy tarcicę ze Szczecina do portów brytyjskich.

   Rzuciłem worek marynarski na koję i tak się zaczęła moja praca. Statek miał typowy kubryk dla
szeregowej załogi. Pośrodku messa z dużym stołem a wokół ciasne kabiny 2-osobowe z piętrowymi kojami.
Jak A/B miałem dolną koję. Wyżej spał mój szlafkumpel, marynarz (O/S) Marian Zadrożny. Następnym
statkiem, na którym z nim byłem to masowiec
ZIEMIA WIELKOPOLSKA. On był starszym marynarzem
i sternikiem manewrowym, a ja już kapitanem. Poznaliśmy się oczywiście bez trudu. Marian zwrócił się do
mnie służbiście „panie kapitanie”. Przy całej załodze pokładowej powiedziałem mu, że ja się starych kumpli
nie wypieram i nadal będziemy po imieniu. Był bardzo lojalny i nie nadużywał poufałości. Kiedyś go
spotkałem na lądzie. Mówił mi, że musiał się bardziej starać niż zwykle. Odmawiał też kolegom załatwiania
czegokolwiek ze mną na ich rzecz.

   W młodości
GLIWICE osiągały 10,5 węzła, ale ze względu na stan kotłów zmniejszono mu dopuszczalne
ciśnienie robocze i pływał nie więcej jak 8,5 węzła. Tylko stary s.s
RATAJ, z 1906 roku, był w PŻM
powolniejszy. W tym czasie PŻM był zbieraniną różnych starych statków. Dawnych Żeglugi Polskiej SA,
poniemieckich  pochodzących z podziału floty poniemieckiej i przypadkowych zakupów. Największe pochodziły
z tzw „akcji antyczarterowej” zainicjowanej przez zasłużonego dyrektora PŻM, powstańca warszawskiego,
pana Ryszarda Kargera. Były to statki głównie typu „Liberty” i „Empire”. Wojenne seryjnej budowy. Kupiono
ich dosyć dużą ilość. Ostatni z nich,
KOPALNIA ZABRZE, został sprzedany dopiero w latach 70.

    Kapitanem
GLIWIC był Roman Budka, absolwent Szkoły Morskiej jeszcze w Tczewie. Jedynym
wyposażeniem nawigacyjnym był kompas magnetyczny i prymitywny radionamiernik. Nie było autopilota,
radaru, i innych nowoczesnych instrumentów. I tak się pływało. Na Morzu Północnym nie zostało zakończone
rozminowywanie, więc statki pływały wyznaczonymi szlakami wyznaczanymi przez NEMEDRI, instytucjĘ
zajmującą się tym problemem.
S.s. GLIWICE.
 
   Kiedyś na tym statku dostałem porządną nauczkę życia od swojego bosmana Bronka Brzostowskiego. Po
załadunku i zakończeniu mocowania ładunku pokładowego tarcicy oczekiwaliśmy na wyjście w morze.
Oczekiwanie się przeciągało. Siedzieliśmy wszyscy w kubryku na rufie. Ktoś wyciągnął butelkę, potem
następną. Trochę przedawkowałem. Bosman mnie ostrzegał, ale go nie posłuchałem. Obudziły mnie dzwonki
na manewry odcumowania. Bosman wyciągnął mnie z koi na moje stanowisko manewrowe na rufie. Łeb
pękał, a alkohol jeszcze nie wywietrzał. Bosman oparł mnie o szot rufówki i powiedział: „Masz tu stać i nic nie
robić, żebyś sobie krzywdy nie zrobił. ale nie możesz mieć od nas lepiej i leżeć w koi, tylko dlatego, że nie
umiesz pić”. Zapamiętałem to na moje całe marynarskie życie.

  Inne wspomnienie z tego statku, to „regaty” przez Morze Północne. Byłem na wachcie I oficera, czyli 0400-
0800 i 1600-2000. Pełniłem wachtę na skrzydle mostku, na oku. Zameldowałem rufowe światło pozycyjne
przed dziobem
GLIWIC. Na mostku był kapitan. Zauważyłem podniecenie u kapitana, kiedy okazało się, że
doganiamy tamten statek. W przypadku naszych
GLIWIC było to raczej  niecodzienne. Kapitan przychodził
na mostek mocno zainteresowany doganianym statkiem. W końcu zbliżyliśmy się na tyle, aby próbować
odczytać napis na rufie. Na razie bezskutecznie. Jako młodszemu z lepszym wzrokiem, kapitan dał mi swoją
lornetkę, mocną zeissowską pamiątkę wojenną, abym odczytał nazwę owego statku. Co chwila się
dopytywał. „Widzisz już nazwę?” W końcu z trudem odczytałem.  Zameldowałem: „Panie kapitanie, na rufie
jest napis "Rataj Szczecin”. Kapitan natychmiast stracił całe swoje zainteresowanie  doganianym statkiem.
RATAJ był bowiem najpowolniejszym statkiem w PŻM i dogonienie go nie było znów takim sukcesem. Był
zbudowany w 1906 roku. Po wycofaniu
GLIWIC z eksploatacji, stały one jeszcze długo na dalbach w
Szczecinie, wykorzystywane jako magazyn pływający.

  Na tym statku poznałem pracę palacza. Nie pamiętam na
GLIWICACH, ale z opowiadań wiem, że statek
klasy „Empire” palił około 45 ton węgla na dobę, adeńskiego nawet 60 ton! Z powodu niższej kaloryczności
tego węgla. 45 t/D  daje ponad 7 ton na 4 godzinną wachtę. W kotłowni pracowało 2 ludzi. Palacz i pomocnik
palacza. Pół biedy, kiedy zasobnie węglowe, tzw bunkry były pełne. Wtedy węgiel był blisko palenisk. W
miarą zużycia węgla, trzeba go było wozić taczkami. Wiem o tym od kapitana Eugeniusza Wasilewskiego,
który pływał na s.s.
BAŁTYK  przed jego przebudową na paliwo płynne. W tropiku temperatura w kotłowni
dochodziła do 60 stopni. Palacze mdleli i wynoszono ich na pokład. Kapitan opowiadał mi, że prędkość statku
spadała, bo palacze nie nadążali za zapotrzebowaniem na parę. To była katorżnicza praca.

  „Wasyl” był gawędziarzem i pisywał felietony do „Głosu Szczecińskiego” I wydał dwie książki
wspomnieniowe. Byłem jego ostatnim I oficerem. Publikował te wspomnienia w wersji „soft”, mnie opowiadał
je w wersji „hard”. Moim zdaniem znacznie ciekawsze.

  Przytoczę jedną: „Bałtyk stał przy Wałach Chrobrego”. Był to wtedy największy statek w PŻM i stanowił
atrakcję turystyczną. Z Warszawy przyjechała wycieczka z naszego ministerstwa i zwiedzała statek. Weszli
do kotłowni. Jedna ze zwiedzających zauważyła głośno: Ale tu gorąco!. Palacz wachtowy odpowiedział, że nie
bardzo. Otworzył palenisko wrzucił kilka szufli węgla pod kocioł, wziął narzędzia, „gracę”, „szlojzę” i łopatę i
wrzucił je w głąb paleniska krzycząc: „Franek porozgarniaj!” i zatrzasnął ciężkie żeliwne drzwiczki.
„To tam ktoś pracuje?” zapytała turystka. „A kto to ma zrobić?”, odpowiedział palacz. I goście uwierzyli!

-
Model statku s.s. GLIWICE.
-
 
Opublikowano 28 maja 2018 roku
 
 
W  FACTA NAUTICA także:
Robert Zahorski: Moje morskie wspomnienia. Tak to się zaczęło.
Robert Zahorski:
Radiooficer - zawód wymarły.
Robert Zahorski:
Codzienność w Szkole Morskiej.
Robert Zahorski:
Barcel - pies okrętowy.
.
 
_________________________________________________________________________________________
Facta Nautica
dr Piotr Mierzejewski
-
 
Statki i okręty. Facta Nautica. Shioos and Wrecks.
 
     
 
Sztandary haftowane, szkolne  i strażackie