|
|
|
|
|
|
|
|
|
- MORZE | MARYNARKA HANDLOWA | STATKI | OKRĘTY WOJENNE | WRAKI | MARYNARKA WOJENNA | ŻEGLUGA -
|
|
|
|
|
|
|
Z kapitańskiej skrzyni Roberta Zahorskiego
|
|
|
|
|
- - -
|
|
|
|
Moje dyplomy i certyfikaty mm.
|
|
Kapitan ż.w. ROBERT ZAHORSKI-
|
|
|
|
Kpt. ż.w. Robert Zahorski
|
|
Dyplom oficera polskich statków morskich z roku 1978. -
|
Moje papiery kwalifikacyjne mają charakter międzynarodowy. Odczuwam satysfakcję, że są całkowicie niezależne od polskich władz. Żaden polityk, czy urzędnik nie ma prawa gmerać w przepisach. To sprawa umów międzynarodowych, których Polska jest sygnatariuszem. Inną zaletą jest fakt, że poszczególne rządy nie mają nic do gadania w sprawie kwalifikacji załóg. Nawet obecny rząd PiS nie może przy tym majstrować i najbardziej zasłużony dla rządzących partyjny działacz nie dostanie papieru na lewo. Pan Jaki nie miałby więc szans. Czasy kiedy można było kupić certyfikat dawno się skończyły. Przepisy dotyczące kwalifikacji zostały ujednolicone w skali świata. To było trudne zadanie, gdyż proces ratyfikacji konwencji jest długi. Aby konwencja obowiązywała, musi być ratyfikowana przez rządy państw posiadające razem ponad 50% światowego tonażu statków.
---------Był kiedyś taki przypadek, że absolwent Szkoły Morskiej, który praktycznie nie pływał, tylko pracował w Ministerstwie Żeglugi, tam „wypływał” sobie dyplom kapitański. Władza ludowa kazała mu dać statek, a on w pierwszej podróży CZĘSTOCHOWĄ wjechał na falochron w Las Palmas. -
|
|
Dyplom oficera polskich statków morskich z roku 1967. -
|
---------Nad wszystkim czuwa IMO czyli International Maritime Organization. Uchwalane konwencje podlegają ratyfikacji przez kraje członkowskie. Wchodzą jednak w życie, kiedy zostaną ratyfikowane przez kraje posiadające większość tonażu światowego. Nie jest jednak tak, że każde państwo ma jeden głos. Głos Polski nie ma więc znaczenia, bo praktycznie nie ma polskiej bandery. Z winy kolejnych rządów, związków zawodowych, tępych urzędników i w ogóle polskiego narodu o chłopskich, a nie hanzeatyckich korzeniach. -
|
|
Dyplom Kapitana Żeglugi Wielkiej na statkach o pojemności brutto 3000 i powyżej z roku 2001. -
|
---------Mój dyplom jest honorowany na całym świecie. Dyplom jest ważny 5 lat i podlega automatycznemu przedłużaniu, jeżeli w ciągu tego okresu pływało się niezbędne minimum. Za biurkiem się nie da.
---------Kraje bandery wydają tylko dokument potwierdzający uprawnienia, ale nie muszą. To tzw. "Endorsement". Mam gdzieś jeszcze jeden wystawiony przez Republikę Vanuatu, bo w PŻM były statki tam zarejestrowane. Żartuję sobie, że mam z tego wynikające dodatkowe uprawnienia na pirogi. Nie zależnie od zasadniczego dyplomu kwalifikacyjnego od marynarzy wymagane są liczne certyfikaty dodatkowe. załączam kopie 8 z nich. Jest ich więcej. Niektóre z nich dotyczą określonych rodzajów statków. Na przykład zbiornikowców, statków pasażerskich i innych specjalistycznych. -
|
|
|
"Endorsement" kapitana Roberta Zahorskiego, wydany przez rząd Bahamów, czyli dokument poświadczający jego uprawnienia do dowodzenia statkami o nieograniczonej pojemności. -
|
|
Mój dyplom nie ma żadnych ograniczeń. Mogę dowodzić każdym statkiem. Bez wyjątku. W praktyce jednak armator sprawdza doświadczenie na danym typie statku. Z drugiej strony nie podjąłbym się na przykład pracy na statku pasażerskim. Z powodu swoich kwalifikacji doskonale znam swoje ograniczenia. Wszystkie kwalifikacje zdobywamy na własny koszt. Zwykle trzeba przejść odpowiedni kurs w Studium Doskonalenia Kadr Oficerskich(SDKO) przy Akademiach Morskich. To koszztuje. średnio kilkaset złotych za jeden kurs i dokument. Są armatorzy co zwracają koszty, ale to raczej rzadkość.
Dla mnie anegdotyczne wręcz były polskie przepisy żeglarskie. Aby kierować moim prywatnym jachtem, nie wystarczał dyplom Kapitana Żeglugi Wielkiej. Musiałem mieć patent Sternika Jachtowego! Tak sobie to obmyślili durni polscy "Lordowie Żeglarskiej Admiralicji". Tak jak w powyższym przykładzie dotyczącym typów statków, mam wystarczającą wiedzę i świadomość zagrożeń, że nie podjąłbym się popłynięcia w samotny rejs dookoła świata żaglowym jachtem i żaden tępy działacz żeglarski nie musi mnie pilnować. Na szczęście te czasy się skończyły.
|
|
Przykłady różnych certyfikatów. -
|
|
|
Statki są permanentnie kontrolowane. Między innymi pod względem kwalifikacji załóg. Do podania o pracę trzeba załączyć tzw "Wyciąg z pływania" i kopie wszystkich wymaganych dokumentów. Na każdym statku musi być dokument :"Safety Manning Certyficate". Dokument ten określa minimalną ilość załogi i wymagane kwalifikacje. nawet brak jednego certyfikatu, lub upłynięcie jego ważności, może zatrzymać statek w porcie.
W portach statki są kontrolowane przez tzw "Port State Controll". W USA zajmuje się tym "US Coast Guard" Są kontrole okresowe, doraźne i sprawdzające. Uchybienia mają różną rangę. Można dostać termin na ich usunięcie ale w razie poważnej sprawy statek może zostać zatrzymany. W USA to nie przelewki. Inspektorzy są rygorystyczni, ale uczciwi. Na statku jest odpowiedni tom amerykańskich przepisów federalnych dotyczących żeglugi. Te liczne inspekcje są bardzo uciążliwe. Mam uczucia mieszane. Z jednej strony podnoszą poziom bezpieczeństwa na morzu, ale z drugiej kapitan zamiast odetchnąć w porcie.żyje w permanentnym stresie. Najgorzej jest w portach afrykańskich i Ameryce Łacińskiej. Inspekcje służą tam przede wszystkim wyłudzaniu "prezentów" i łapówek od kapitana. Najpierw grożą karą powiedzmy 5000 USD, a potem "łaskawie" godzą się na 500, ale bez pokwitowania, rzecz jasna.
Certyfikat medyczny. Szeregowa załoga ma taki dotyczący pierwszej pomocy. Oficerowie mają tzw. "Medical Care". Na statku tymi sprawami zajmował się 2. oficer. Na statku jest ambulatorium, szpitalik, apteka i sprzęt medyczny. Ja przeszedłem kurs praktyczny w pogotowiu ratunkowym, w ilości 90 godzin. Umiem robić zastrzyki, podawać kroplówki, zszywać rany i wiele innych czynności.
Cechą charakterystyczną dla naszego zawodu jest niemal permanentne szkolenie. Policzyłem sobie, że spędziłem na tych rozmaitych kursach dobre 2 lata w szkole morskiej dodatkowo. Kursy organizuje Studium Doskonalenia Kadr Oficerskich (SDKO), które jest częścią Wyższej Szkoły Morskiej, obecnie Akademii Morskiej. Oficerowie, a pewnej mierze i szeregowi marynarze muszą mieć szereg różnych certyfikatów zdobywanych w SDKO. Wiele z nich wymaga odnowień. Tylko 2 kursy, na dyplom I oficera i dyplom kapitański to wiele miesięcy spędzonych w Morskiej. Do tego dochodzą kilkutygodniowe inne wymagane kursy, przy okazji których wiedza jest aktualizowana. Od czasu ukończenia Szkoły Morskiej weszły w życie nowe konwencje, nowe wymagania dotyczące wyposażenia statków i tak dalej, o których mnie nie uczono wcześniej. Wiedza musi być więc permanentnie aktualizowana. To nic dziwnego, w końcu lekarze też muszą cały czas się uczyć. Ludzie innych zawodów też.Ta konieczność spowodowała, że przez całe moje zawodowe życie miałem dobry kontakt ze Szkołą Morską i właściwie czułem się niema, jak permanentny student. Dodatkowym znaczeniem było to, że widziałem jak ta uczelnie zmieniała się przez lata. Nikt się nie lituje. Armator wyposaża statek w nowy sprzęt i nie obchodzi go, że ktoś na nim się nie zna. Nie umiesz? Wylatujesz.
-
|
|
|
Opublikowano 16 czerwca 2018 roku
|
|
|
W FACTA NAUTICA także:
|
Robert Zahorski: Moje morskie wspomnienia. Tak to się zaczęło. Robert Zahorski: Radiooficer - zawód wymarły. Robert Zahorski: Codzienność w Szkole Morskiej. Robert Zahorski: Barcel - pies okrętowy. Robert Zahorski SS GLIWICE - mój pierwszy statek w PŻM. .
|
|
_________________________________________________________________________________________ Facta Nautica dr Piotr Mierzejewski -
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|