|
|
|
|
|
|
||| - MARYNARKA HANDLOWA - MORZE - STATKI - OKRĘTY WOJENNE - WRAKI - MARYNARKA WOJENNA - |||
|
|
|
|
|
|
Pościg za BISMARCKIEM - oczami Polaków - Kontradmirał JERZY TUMANISZWILI - -
|
|
|
|
|
|
|
 |
|
--------NASZE SYGNAŁY, pismo Stowarzyszenia Marynarki Wojennej wydawane w Londynie, opublikowały w 1991 roku artykuł późniejszego kontradmirała Jerzego Tumaniszwili pt. "POŚCIG ZA BISMARCKIEM - OCZAMI POLAKÓW". Tekst ten drukowany był także w innym emigracyjnym periodyku, ORLE BIAŁYM. FACTA NAUTICA przedstawiają go poniżej, ilustrując znaczkami pocztowymi, upamiętniającymi niemiecki pancernik BISMARCK.
--------Gwoli przypomnienia, w latach II wojny światowej Jerzy Tumaniszwili służył na niszczycielach ORP BURZA, OF OURAGAN, ORP KRAKOWIAK i ORP PIORUN.
|
|
--------Pięćdziesiąt lat temu niemiecki pancernik BISMARCK w towarzystwie ciężkiego krążownika PRINZ EUGEN, w krótkiej bitwie z brytyjska flotą, zatopił dumę brytyjskiego Imperium - krążownik liniowy HMS HOOD i ciężko uszkodził najnowszy pancernik HMS PRINCE OF WALES. Pogoń za niemiecką eskadrą stała się jedną z najciekawszych i fascynujących akcji morskich II wojny światowej. W akcji tej brali udział Polacy. Na okrętach brytyjskich zaokrętowani byli podchorążowie polskiej Mar. Woj., a w końcowej fazie pogoni ORP PIORUN wsławił się odnalezieniem wymykającego się wroga.
--------BISMARCK ukończył swe ośmiomiesięczne przeszkolenie morsko-bojowe na Bałtyku w końcu kwietnia 1941 roku. Pancernik ten, bazowany w Gdyni miał wyporność ponad 50,000 ton. Posiadał uzbrojenie 8 dział 381 mm, dwunastu - 152 mm i kilkudziesięciu armatek artylerii przeciwlotniczej. Jego pancerz stalowy 360 mm chronił burty, wieże głównej artylerii i pokład. Niemieccy konstruktorzy zastosowali najnowszą technikę budowy komór wodoszczelnych zapewniając "niezatapialność" tego okrętu. Miał szybkość 31 węzłów (57,4 km/godz) co umożliwiało skuteczny pościg za najszybszymi statkami pasażerskimi, takimi jak QUEEN MARY i QUEEN ELIZABETH, przeznaczonymi do transportu wojska. BISMARCK z eskortującym ciężkim krążownikiem PRINZ EUGEN przeznaczony został do akcji korsarskiej na Atlantyku. -
|
|
--------W nocy z 18 na 19 maja 1941 r. eskadra niemiecka opuściła Gdynię kierując się na Morze Północne. O ruchach wrogiego zespołu Admiralicja w Londynie otrzymała wiadomość 20 maja. Już w następnym dniu rekonensans powietrzny potwierdził obecność BISMARCK'a i jego eskorty niedaleko Bergen. Wiadomość ta zaalarmowała Londyn, gdzie zdawano sobie sprawę z groźby przedarcia się na otwarty ocean i z prawdopodobnych strat na skutek nieprzyjacielskiej akcji. Straty takie, dodane do tych już katastrofalnych zadawanych przez wrogie okręty podwodne, mogłyby poważnie zaważyć na losach całej wojny. Dlatego też Admiralicja postawiła okręty Home Fleet, bazujące w Scapa Flow w stan ostrego pogotowia. Kiedy 22 maja rekonesans lotniczy powrócił z wiadomością o nieobecności niemieckich okrętów w pobliżu Bergen, skierowano niezwłocznie dwa krążowniki (SUFFOLK i NORFOLK) pod Grenlandię do patrolowania w Cieśninie Duńskiej. Trzy inne okręty wysłano w okolice wysp Owczych dla strzeżenia przejścia południowego, a krążownik liniowy HMS HOOD i pancernik HMS PRINCE OF WALES poszły na przewidywane miejsca spotkania z nieprzyjacielem na zachód od Islandii.
|
- --------Już następnego dnia 22 maja HMS SUFFOLK i HMS NORFOLK w zapadającym zmroku i ograniczonej śnieżycą widzialności, wykryły obecność wrogiej flotylli. HMS SUFFOLK, posiadający ulepszony radar, wziął na siebie zadanie utrzymania kontaktu i tropienia npla. Oba okręty od czasu do czasu były ostrzeliwane podchodząc za blisko do szybko umykającego pancernika. Jeden z polskich podch. zaokrętowanych na SUFFOLK, Adam Pilarz (zginął na ORP ORKAN), tak akcję opisał:
|
|
--------"Byłem podch. wachtowym (...) Nagle zabrzmiał w głośnikach gwizdek bosmański : 'Nieprzyjaciel w polu widzenia, wszyscy na stanowiska bojowe'. Spojrzałem w kierunku podanym przez obserwatora i poprzez deszcz i śnieg mogłem dojrzeć dwie sylwetki płynące tym samym kursem co my. W śnieżycy i ciemnościach nocy kontakt został stracony, ale już rankiem następnego dnia o 2.47 ponownie nawiązany. W międzyczasie eskadra pancerników brytyjskich skierowała się na spotkanie. O 5.35, rankiem, zauważono BISMARCK'a w odległości 17 mil (31.5 km). W 15 minut później otworzono ogień. Zanim przejdę do relacji tej fazy bitwy, kilka słów na temat brytyjskich okrętów. HMS HOOD, zbudowany w 1920 roku, był w tym czasie największym okrętem świata. Uzbrojony w osiem dział 381 mm, o wyporności 46,000 ton, szczycił się szybkością ponad 30 węzłów, co w tych czasach było prawdziwą rewelacją, ale aby osiągać taką szybkość konstruktorzy zmniejszyli pancerz na burtach do 300 mm, a na pokładazie do 1OO mm. HMS PRINCE OF WALES, zbudowany i wykończony tuż przed wybuchem wojny, miał uzbrojenie 10 dział 356 mm i potężne opancerzenie na burtach - 406mm. Rozwijał szybkość 28 węzłów. Niestety został dosłownie wypchnięty do akcji ze stoczni, w której przechodził poważny remont. Wyszedł na morze mając na pokładzie cywilnych techników i robotników. Załoga nie miała dostatecznego przeszkolenia bojowego. W pierwszej wymianie salw obie strony zanotowały obramowania. W trzeciej salwie BISMARCK zauważył trafienia (wg niemieckich źródeł), a piątej pociski trafiły w śródokręcie HMS HOOD i przebijając słaby pancerz pokładowy, wybuchły w komorach amunicyjnych, wzniecając taką eskplozję, że olbrzymi krążownik brytyjski wyleciał w powietrze i w krótkim czasie zatonął, wraz z nim 95 oficerów, 1320 podoficerów i marynarzy i 4 polskich podchorążych. Tylko trzech rozbitków uratowało się. Nazwiska polskich podchorążych: Stanisław Czemy, Kazimierz Szymański, Leon Żmuda-Trzebiatowski i Kazimierz Żurek."
--------"Nagle zobaczyliśmy błysk wybuchającego pocisku, który uderzył w ciemna sylwetkę HOOD'a i w następnej chwili ogromny słup płomieni wystrzelił w niebo. Czarna chmura dymu okryła część horyzontu niczym kołdra. Mogliśmy tylko wyczuwać, że stało się coś strasznego".
|
|
-------Teraz artyleria BISMARCK'a przeniosła ogień na HMS PRINCE OF WALES, który kilkakrotnie trafiony zdecydował się wycofać z bitwy stawiając zasłonę dymną. Tak się zakończyła pierwsza faza epopei BISMARCK'a. Pełnym zwycięstwem Niemców i całkowitą klęską Royal Navy. Jednakże BISMARCK też był kilkakrotnie trafiony, ale potężny pancerz ochronił od większych szkód, z wyjątkiem jednej: w dziobowej części ponad linią wodną pocisk przebił burtę wpadając do zbiornika z paliwem. Przez tę dziurę zaczęła sączyć się ropa, pozostawiając na wodzie wyraźny ślad. Uszkodzenie to zmniejszyło również szybkość pancernika i uszczupliło krytyczny stan paliwa. Po detalicznym stwierdzeniu uszkodzeń, admirał Lütjens powziął decyzję zaniechania akcji korsarskiej i powrotu do najbliższego portu. PRINZ EUGEN miał nadal kontynuować, w pojedynkę. W nocy 24 maja udało się BISMARCK'owi zmylić czujność brytyjskich krążowników i zniknąć z zasięgu radarów. Premier Churchill w książce p.t. "The Grand Alliance" opisuje te zdarzenia w tych słowach (tłumaczenie autora):-"Około godziny 07.00 obudzono mnie z tą straszną nowiną. HOOD, nasz największy i najszybszy okręt liniowy wyleciał w powietrze(...)".
|
|
|
--------To było gorzkinm niepowodzeniem. Ale po początkowym wstrząsie, Admiralicja skupiła się na mobilizowaniu sił, które mogłyby powstrzymać korsarskie zamiary nieprzyjaciela. Działania zaczepne pozostawiono pod rozkazami admirała J. Tovey, który jako dowódca Home Fleet już nocą 23 maja wyruszył ze Scapa Flow na pancerniku HMS KING GEORGE V w towarzystwie starego pancernika HMS REPULSE i lotniskowca HMS VICTORIOUS, którego podobnie do HMS PRINCE OF WALES, wysłano do akcji z niewyszkoloną załogą. Według przypuszczeń adm. Tovey nieprzyjaciel był w zasięgu samolotów HMS VICTORIOUS i chociaż zdawał sobie sprawę z ogromnego ryzyka takiego przedsięwzięcia (większość pilotów nigdy z lotniskowca nie startowała), rozkazał wieczorny rekonesans, a po znalezieniu wroga - ATAK! O 10 wieczorem dziewięć przestarzałych dwupłatowców Swordfish o szybkości nie przekraczającej 170 km/godz., z trzyosobową załogą i torpedaąprzyczepioną do podwozia, ruszyły w kierunku BISMARCK'a. W godzinę i 15 minut później, spotykając huraganowy ogień artylerii przeciwlotniczej pancernika, dzielni Brytyjczycy wykonali atak torpedowy. Tylkojedna torpeda trafiła, nie powodując większego uszkodzenia.
--------Jednocześnie z wydaniem zarządzeń pościgu pod dowództwem admirała Tovey, Admiralicja powiadomiła admirała Somerville dowodzącego grupą "H", bazującą w Giblartarze, o natychmiastowym wyjściu w morze w kierunku na Północ, w celu ewentualnego odcięcia kursu ucieczki. Grupa "H" składała się ze starego pancernika HMS RENOWN, lotniskowca HMS ARK ROYAL, krążownika HMS SHEFFIELD i flotylli niszczycieli. Powiadomiono pancernik HMS RODNEY, który niedaleko południowych wybrzeży Irlandii był w drodze do Bostonu, USA gdzie miał być remontowany. Jego nadszarpane wiekiem turbiny wymagały poważnychch napraw.
|
|
|
|
-------W tym samym czasie bardzo ważny i cenny konwój z transportowcami załadowanymi wojskiem i sprzętem przeznaczonym do wojny teatru morza Śródziemnego, posuwał się w kierunku południowo-zachodnim, tak jakby na spotkanie z niemieckimi korsarzami. W silnej eskorcie tego konwoju znajdował się ORP PIORUN.
-------Kiedy w nocy 24 na 25 maja stracono z BISMARCK'iem kontakt, cały dzień pytano: co się stało z eskadrą niemiecką? Dokąd się kieruje? Czyżby udało jej się wrócić do Rzeszy w całej glorii zwycięstwa? Ale dziwne są koleje przeznaczenia. Rankiem dnia 26 maja o godz.10.30 wodnopłatowiec Catalina odnajduje niemiecki pancernik meldując pozycję, kurs i szybkość.
-------"BISMARCK szedł prosto na Zatokę Biskajską, do najbliższego portu wojennego okupowanej Francji. Wiadomość ta była gorzkim rozczarowaniem dla admirała Tovey, który opierając się na błędnym założeniu przez cały dzień oddalał się od npla. Mowy nie było o dopędzeniu wroga. Dla Admiralicji w Londynie, wahającej się w powzięciu decyzji, pomimo zapewnień Sztabu Głównego o zamiarze BISMARCK'a szukania schronienia pod parasolem własnego lotnictwa (od którego BISMARCK był oddalony o niecały dzień drogi), wiadomość ta była przerażająca w obliczu politycznej konsekwencji nieudanego pościgu. Churchill nieustannie interweniował domagając się zatopienia pancernika. Trzeba było więc za wszelka cenę uszkodzić wymykającego się z zastawionej sieci wroga. Ale niestety jedyna konkretną możliwością był atak torpedowy samolotów lotniskowca HMS ARK ROYAL, lub też "samobójczy" atak torpedowy niszczycieli flotylli eskortującej konwój WS 8B, które opuściły już ten konwój i pełną szybkością podążały na randez-vous z pancernikiem Tovey'a. Była to 4- ta flotylla składająca się z niszczycieli: HMS COSSACK, HMS MAORI, HMS SIKH, HMS ZULU i ORP PIORUN. Dowódcą dywizjonu był Phillip Vian. Raport wodnopłatowca Cataliny wskazywał na to, że nieprzyjaciel znalazł się w zasięgu samolotów lotniskowca HMS ARK ROYAL. Pomimo sztormowej pogody i przechyłów lotniskowca dochodzących do 30 stopni, powzięto decyzję wysłania rankiem 26 maja eskadry samolotów zwiadowczych. Pierwszy z nich startował o 09.00. W dwadzieścia minut później meldowano kontakt z niemieckim okrętem. Natychmiast odwołano pozostałe samoloty w celu uzbrojenia je w torpedy i przygotowywania do ataku. O 14.40 eskadra ruszyła na nieprzyjaciela. W przekonaniu, że na kursie nie było własnych jednostek zaatakowały (na szczęście nieskutecznie) krążownik HMS SHEFFIELD. Po tej niefortunnej pomyłce Brytyjczycy obawiali się, że BISMARCK ucieknie, bo już o świcie znajdzie się pod "parasolem" własnego lotnictwa. Niszczyciele Vian'a stały się teraz jedyna nadzieją powstrzymania wroga. Vian na własną odpowiedzialność zmienił kurs, kierując się prosto na niemiecki pancernik. Wg dowódcy PIORUNA: "Zaczęły napływać raporty z samolotów HMS ARK ROYAL oraz innych źródeł (...) Napływające raporty były dość chaotyczne (...) Dywizjon szedł kursem SE (południowo-wschodnim). Za nami szła wysoka fala. Gdzieś popołudniu wysokość, długość i szybkość posuwania się fali przybrała krytyczne wartości w stosunku do możliwości kontrtorpedowców. Przeżyliśmy w tym dniu prawdziwe piekło."
--------Podaję niżej, bez korekty i komentarzy, urywki z nigdy jeszcze nieopublikowanego dziennika podch. Lecha Kwapiszewskiego, który odbył staż na PIORUNIE: 26 maj. Idziemy na BISMARCK'a. Konwój zostawiliśmy dziś w nocy (...) Idziemy szykiem czołowym (...) Jest godzina 11.30. Mamy być od niego około 70 mil. W dzień nie będziemy go chyba atakować, gdyż zasięg jego dział jest dwa razy większy niż nasz. Chyba w nocy wykonamy atak torpedowy. 14.45 Idziemy nadal szybkością 27 węzłów. Skończyłem niedawno wachtę w R.D.F. (Radar). Czuję się zupełnie spokojny. Ciekawe jak to się wszystko skończy. BISMARCK jest coraz bliżej. Dostajemy stale sygnały o nieprzyjacielu, o jego przybliżonej pozycji, kursie i ruchach (...) Znalazłem się znów na pomoście, gdyż sygnaliści zameldowali zbliżające się samoloty. Widziałem je już gołym okiem. Leciały w dwóch kluczach - 8 w jednym i 7 w drugim. Były to zapowiadane samoloty ARK ROYAL (...) Minęła godzina a samoloty z ARK ROYAL jeszcze nie wracały. Żadnych wiadomości o skutkach ataku nie mamy (...). 15.38 - Raport samolotu z ARK ROYAL -straciłem kontakt z BISMARCK'iem (...). Mamy jeszcze tylko 35% ropy. Zużywa się ona szybko z powodu naszej dużej szybkości. Stałe przechyły do 40°. Jest burzliwie i bardzo chmurno. Kontakt będziemy mieli za kilka godzin".
--------Zwiedzeni i zawstydzeni swoją niefortunną pomyłką, lotnicy ARK ROYAL wyruszyli do ponownego ataku wieczorem tego samego dnia. Eskadra 15 dwupłatowców naprowadzona przez HMS SHEFFIELD atakowała pojedynczo ze wszystkich stron. Jeden za drugim nurkowali z niskich chmur, wyrównując lot na wysokościach kilkudziesięciu metrów nad powierzchnią wzburzonego oceanu i pod huraganowym ogniem artylerii pancernika lecieli na niego, rzucając torpedy z odległości poniżej 1000 metrów. Niestety w pierwszej fazie ataku nie zanotowano trafień. Dopiero w drugiej fazie, ostatni z trzech sanolotów nadlatujący z rufy zrzucił torpedę i trafił. W rezultacie pancernik miał uszkodzony ster i to bez możliwości naprawy. BISMARCK nie reagował na manewry potężnych turbin i bezustannie obracał się dziobem pod wiatr w kierunku nadchodzącej eskadry admirała Tovey. Komandor Pławski kontynuuje: O godz.19.05 nawiązaliśmy wzrokowy kontakt z HMS ARK ROYAL i HMS RENOWN (...) O godz. 21.52 przy widzialności około 6 mil, jakby we mgle ukazuje się sylwetka dużego okrętu. Z ostatnio otrzymanych wiadomości BISMARCK szedł kursem 330, czyli na nasze spotkanie. PIORUN włączył bojowe światła rozpoznawcze, a głośnik i buczki obwieściły alarm bojowy (...) Na szczęście bardzo szybko rozpoznaliśmy SHEFFIELD (...) Krótko po dopędzeniu dywizjonu odebraliśmy sygnał nakazujący jednoczesny zwrost w lewo o 30°. Przez ten manewr PIORUN znalazł się na czele zespołu. Na nowym kursie znacznie polepszyły się warunki morskie i nawigacyjne. Dały one możność załodze odsapnąć i napić się gorącej herbaty. O godz. 22.37 mat Edward Dolecki, szef wachty sygnałowej głośno melduje: "Okręt w prawo 20 stopni" - a po chwili dodaje: "Ależ to stodoła". - Logicznie biorąc musiał to być BISMARCK, ale wskutek precedensu z SHEFFIELD'em, który jak zjawa wyłonił się z mgły, kazałem na wszelki wypadek nadać sygnał rozpoznawczy. Jednocześnie poszedł sygnał na HMS COSSACK o namiarze i odległości od BISMARCK'a. Sygnalista nie zakończył nadawania sygnału, gdy pierwsza salwa wyprysła z luf pancernika, a kilkadziesiąt sekund później wywodowała po lewej burcie PIORUNA. Teraz już nie było wątpliwości z kim mamy do czynienia. Od czasów młodości, a raczej z lat pierwszej wojny światowej, nauczyłem się wierzyć, że pierwsza salwa nie trafia, druga - może, a trzecia powinna siedzieć w celu (...) Odległość do BISMARCK'a wynosiła ponad 16 tyś. m. Oficer artylerii kpt. mar. K. Hess, oraz inni oficerowie na pomoście, naglili mnie do otwarcia ognia. Przemęczona sztormem i całodziennym wyczekiwaniem w alarmie bojowym załogę ogarnęło podniecenie (...) Natychmiast po błyskach drugiej salwy dałem komendę zwrotu w lewo, oraz poleciłem kpt. Hessowi oddać do BISMARCK'a trzy salwy "na chwałę Polski" (godz. 22.50 odległość 13500 yardów)." Przez około godzinę czasu, robiąc raptowne zwroty, zwiększając lub zmniejszając szybkość i używając zasłonę dymnej, PIORUN uprawiał harce pod deszczem pocisków BISMARCK'a. Odległości dzielące obydwa okręty malały chwilami do 8000 yardów. Oddaję teraz głos podch. Lechowi Kwapiszewskiemu. "21.45 - Raport z HMS SHEFFIELD - Straciłem kontakt z npl. My tymczasem zawracamy i znowu idziemy na zbliżenie. BISMARCK'a spodziewamy się ujrzeć lada chwila. 22.37. Alarm bojowy. Patrzyliśmy uważnie wszyscy przez dziób, gdy zza zamglonego horyzontu zaczęły przebijać się kształty olbrzyma. Widoku tego nigdy nie zapomnę, szara, mglista sylwetka BISMARCK'a była przed naszym dziobem. Dalocelownik podał odległość 18,000 yardów. Zmieniamy kurs. 22.50. Otwieramy ogień na BISMARCK'a naszych 120-tek. Odległość 13.500. Byłem wtedy w centrali artyleryjskiej. Dziwnie i nieprawdopodobnie brzmiały słowa bosmana Łassy: "Kąt kursowy 120 - odległość 13,500 - szybkość własna 27 węzłów - cel PANCERNIK nplski... Pierwszym znakiem, że skupiamy na sobie ogień BISMARCK'a była salwa, która upadła nam około 300 yardów przed dziobem, 10 yardów za rufą i około 100 yardów na wysokości śródokręcia. Zaczęliśmy silnie zygzakować zmieniając stale kurs i odległość. Destroyery angielskie korzystając tymczasem, że npl. zainteresował się specjalnie nami, obeszły go z ciemnej strony horyzontu przygotowują się do ataku torpedowego. 23.00 - BISMARCK na nowo otwiera ogień. Pociski obramowały nas znowu. Jeden tylko o 10 yardów za rufą upadł opryskując wodą działo 3 dając efekt uderzenia powietrza na rufie. Wykonujemy zasłonę dymową, zygzakujemy stale i obserwujemy npl. z odległości 4-8 mil. Z każdą chwilą staje się coraz ciemniej. BISMARCK'a już widać tylko po błyskach dział. 23.45 - BISMARCK otwiera ogień z głównej artylerii 380 mm. Zaobserwowaliśmy dwa upadki z lewej burty w odległości 150 yardów. Załoga nasza zachowuje się pierwszorzędnie."
--------"O godz. 23.45 nadszedł sygnał z COSSACK'a: "Zaatakować BISMARCK'a półdywizjonami lub "divergently" (czyli pojedynczo)." PIORUN zajął miejsce za rufą HMS MAORI i czekał na dalsze rozkazy. Z Dziennika podch. Lecha Kwapiszewskiego: "02.20 - ORP PIORUN, HMS SIKH -wykonać atak torpedowy. 02.33 - HMS SIKH - Zdaje się że nieprzyjaciel zatrzymał się. 02.33 - PIORUN do dowódcy dywizjonu. - Nie mam kontaktu. 02.36 HMS MAORI - Nie mam kontaktu. 02.38 HMS SIKH - Mam echa na radarze. 02.48 Dowódca dywizjonu do SIKH - Nadać raport o nplu i wskazać kierunek rakieta. 04.30. - PIORUN do dowódcy dywizjonu - Nie nawiązałem kontaktu z npl. 05.00 - Dowódca dywizjonu do PIORUNA - Jeżeli nie macie kontaktu wracać do Plymouth."
|
|
-------Z tego ostatniego sygnału wnioskujemy, że d-ca PIORUNA komandor Pławski pozostał przeszło dwie godziny szukając pancernika w celu wykonania ataku torpedowego. Niestety bezskutecznie. Wracam do jego wspomnień spisanych trzydzieści lat później ("Nasze Sygnały" - Londyn - kwiecień-lipiec 1972): "Do świtu pozostawało jeszcze około dwóch godzin czasu. Ulewa stopniowo zmniejszyła się na sile, a widoczność znacznie polepszyła. Po dodatkowej naradzie z Wielogórskim (oficer mechanik), zdecydowałem kontynuować poszukiwanie za BISMARCK'iem", ale bez zwiększenia szybkości (...) O godz. 06.50 w kierunku North East, w odległości około 6 mil zobaczyliśmy BISMARCK'a. Szedł kursem obliczonym przez Michałkiewicza (oficer nawigacyjny), a PIORUN przez całą noc wiernie mu towarzyszył. Gdyby nie absolutny brak widoczności spowodowany ulewą i gdyby działał radar - sytuacja mogłaby być całkowicie inna (...) W ten sposób o godz. 06.50 pościg PIORUNA za BISMARCK'iem zakończył się. Gdybym chciał wyjść na pozycję ataku, musiałbym zwiększyć znacznie szybkość, na co już nie mogłem sobie pozwolić ze względu na ograniczony zapas paliwa, zresztą musiałbym atakować już za dnia, co byłoby niczem nie usprawiedliwionym szaleństwem. Postanowiłem wracać do Płymouth."
|
|
|
|
--------Rankiem dnia 27 maja pancerniki przygotowują się do końcowej rozprawy. Na BISMARCK'u gdzie uszkodzone stery nie tylko zwolniły ucieczkę, ale zmusiły posuwanie się w odwrotnym kierunku, załoga przygotowywała się do nieuniknionej śmierci. Na HMS RODNEY, który od północy szedł w pogotowiu bojowym, zaobserwowano npla wkrótce po 09.00 i niezwłocznie otworzono ogień. Jeden z naocznych polskich świadków, podch. Sopoćko, który odbywał staż na tym pancerniku, tak to uwiecznił w swoich wspomnieniach: "Odległość 24,000 yardów. Na tablicy kontrolnej palą się światła gotowości. Dwa krótkie dzwonki. Huk. Ogłuszający huk. W peryskopie morze ognia, a potem czarny kłęb dymu. Następna salwa... Odległość maleje - 20.000 yardów. Idziemy na zbliżenie. Ani BISMARCK'a ani wytrysków spowodowanym upadkiem naszych pocisków, nie widać. Pewnie jeszcze za wcześnie i za daleko. "Enemy has opened fire" - podaje przez głośnik dowódca (nieprzyjaciel otworzył ogień). Tak widzę, teraz widzę. Dwa ogniki błysnęły jednocześnie hen daleko, z mgły jak gdyby. Na moment wstrzymałem oddech. Przecież to w nas strzelają. Słychać, że HMS KING GEORGE V również otworzył ogień. Potężne działa brytyjskich pancerników wkrótce znalazły cel wzniecając pożary i niwelując pomost i uzbrojenie. Podch. Eryk Sopoćko (zginął na ORP ORKAN) kontynuuje: "Co teraz? Widok niezapomniany. Pocisk artylerii głównej - kto wie, może z mojej wieży? - trafił w gómą część pomostu nieprzyjaciela. Ogień. Trochę dymu, a potem wolno, jakby zastanawiając się, przechyla się w dół, łamie i wreszcie spada - maszt, dalocelownik z dalmierzem i cały szczyt pomostu. Na okręcie flagowym HMS KING GEORGE V podch. Kostek Okołow-Zubkowski, w rozmowie z autorem, tak wspomina: Na KING GEORGE V było nas 5- ciu polskich podch.: L.Antoszewicz, Z. Chmielewski, S. Olszowski, J. Suchenek-Suchecki i ja. Na wachcie morskiej i w alarmie bojowym byłem w wieży dalocelownika, z którego kierowano ogniem głównej artylerii. Moją funkcją było obserwowanie upadków własnych pocisków. A więc miałem wspaniałe pole widzenia... wszystko widziałem... Rano 27 maja doszło do akcji. Zaczęliśmy strzelać... BISMARCK początkowo skoncentrował się na RODNEY'u, dając nam czas solidnego wstrzelania się, a kiedy zaczęliśmy obserwować trafne, wtedy zaczęli do nas strzelać. Te pierwsze nasze trafne były w ich główny dalocelownik, w 4 ogromną wieżę, ponad pomostem... tak jakby się złamała i przewróciła... paliło się... zaczęliśmy likwidować ich wieże głównej artylerii, jcdną za drugą ... widok był zupełnie niesamowity, bo w pewnym momencie te ogromne lufy 15 calowe patrzyły się do nieba ... a przecież odległość była wtedy tylko 7000 m, a więc powinny być w pozycji prawie poziomej ... później podeszliśmy na 2700m., tak że lufy naszych dział były w depresji... strasznie zniszczyły własne relingi... pozdzierały deski pokładu. Jeżeli chodzi o nieprzyjaciela, to ani jeden z ich pocisków nas nie trafił ... jeden przeleciał pomiędzy kominami zrywając anteny... żadnych strat nie było... żadnego rannego... później widząc już, że artylerią będzie trudno go zatopić, Tovey dał rozkaz krążownikowi DORSETSHIRE storpedować i zatopić, a my wraz z RODNEY'em ruszyliśmy w stronę portu, bo z ropą było bardzo krucho. Na BISMARCK'u zatonęło 2300 marynarzy, uratowano 107.
|
|
Jerzy Tumaniszwili
|
|
Opublikowano w FACTA NAUTICA 17 marca 2011 roku
|
__________________________________________________________________
|
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pin-up girls nie stronią od morza.
|
|
Akty fotograficzne starych mistrzów obiektywu.
|
|
|
|
|